wtorek, 23 października 2007

W wagonie

Zamknęli wagony i powieźli nas. Przed Częstochową, jak trochę otworzyli, nie wiem gdzie to dokładnie było, czy to już było na stacji w Częstochowie, otworzyli wagon i trochę powietrza wpuścili. Wszyscy jechali, nie było ubikacji, było ciasno, nie można było usiąść, wszyscy jechali na stojąco, jeśli ktoś przykucnął, to inni się na niego przewracali. To było niesamowite. W pewnym momencie otworzyły się drzwi wagonu, wleciało trochę powietrza, wszyscy ludzie pchali się do drzwi, ale nie wolno było. Ludzie zaczęli się pchać, żeby trochę tego powietrza złapać. Jakiś kolejarz w ciemnym mundurze, czarnym ubraniu, miał ogromny biały dzbanek i mówi: „Ja wam tu wody trochę przyniosłem." I pyta Niemca czy wolno tę wodę, Niemiec kiwa głową, że tak. On tę wodę dał. Wszyscy chcieli tej wody, ta woda się rozchlapywała. Nie wiem czy po kropelce każdy dostał. Jedni mieli więcej. Wyrywali sobie ten dzbanek. On krzyczy: „Oddajcie ten dzbanek. Ja wam przyniosę tej wody, nie bójcie się, inni przyjdą!". Zabrał ten dzbanek, odwrócił się, a Niemiec do niego strzelił. Nie wiem czy go zabił, czy tylko ranił.
Drzwi się zamknęły i koniec, już nie było odwrotu. W międzyczasie, tam chyba już później ktoś powiedział, że jeżeli pociąg pojedzie w tę stronę to pojedziecie na wolność, jak w drugą stronę to do Oświęcimia. No i tak czekamy, no i pojechał w stronę Oświęcimia... Wjechaliśmy do tego obozu. Ja od razu odczułam to takie dygotanie tych drutów. To była noc, one tak brzęczały tym naelektryzowaniem. To było coś co od razu człowieka zniewala, ja to tak odczułam. Byłam od razu gotowa iść na te druty, one przerażały, ale i przyciągały. Nie wiem, nie rozmawiałam o tym z nikim, ale coś takiego odczuwałam. Później jeszcze raz coś takiego odczułam, też tam.
No i znowu psy, znowu selekcja. Mężczyźni osobno, kobiety osobno, mali chłopcy poszli z kobietami i z dziewczynkami. Pędzono nas drogą. W oddali widać było jakieś ognie, tak jakby jakieś duże kwadraty się paliły, w jednym miejscu, w drugim miejscu, w trzecim miejscu coś płonęło. Swąd był niesamowity. Swąd kości, włosów. Wisiała, jak gdyby, mgła tego swądu w tym obozie. Wpędzono nas do baraku, gdzie nie było ani prycz, ani niczego. Wieziono wózek z wodą, strasznie śmierdząca i cuchnąca, ale woda, wreszcie woda. W tym baraku, na ziemi była dość wilgotna glina, trzeba było znaleźć miejsce, żeby się gdzieś położyć, żeby jakoś spać...

z relacji Eulalii Matusiak-Rudak

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

coraz ciekawiej... kilku nie znalam. dzieki. pisz dalej. i mam nadzieje,ze nie zniecheca Cie to,iz malo osob tutaj wpada... :( a szkoda.

Kontakt pisze...

witaj,
nie zamierzam poprzestawać, ostatnio trochę mniej czasu.. praca + studia, ale jakoś z czasem nadrobię zaległości ;)
Pzdr.

Anonimowy pisze...

Znam osobiście panią Eulalię Rudak. Cieszę się, że taki blog powstał. Zapraszam do odwiedzenia mojej strony dot. żeńskiej służby nadzorczej w obozach koncentracyjnych: www.ssaufseherin.blog.pl
Pozdrawiam serdecznie!

Anonimowy pisze...

Swietny blog, szkoda tylko, ze tak malo w nim zapiskow . . . :((((

Anonimowy pisze...

Super blog szkoda jednak,że nie aktualizowany